- Czemu, mnie wzywasz wilczyco? Jest wojna? Czy...nie przyszedł jeszcze na Ciebie czas... - oznajmił
- Nie, nie - zaprzeczyłam od razu - Nie ma żadnej wojny ani nie chce umierać. Chce jeszcze żyć!!
- To po co mnie wezwałaś ?! - warknął trochę wkurzony
- Marvarr'nie chciałam Cię prosić o pomoc. Muszę znaleść kwiat kobry i słyszałam że wiesz gdzie on się znajduje - patrzyłam na niego z nadzieją
- Tak Tolo. Wiem gdzie znajduje się ten kwiat. Idź za mną. - wilk ruszył w stronę ciemnego korytarza. Widziałam tylko jego oczy świecące w ciemności. Szłam tylko za blaskiem jego oczu. Pikachu trochę się bał ale posadziłam go na moim grzbiecie żeby się nie zgubił. Gdy skończył się korytarz Marvarr kazał mi zamknąć oczy. Stałam bez ruchu. Poczułam tylko lekkie mrowienie.
- Otwórz oczy. Jesteśmy w krainie kwiata kobry - ujrzałam przecudny las, dwie wróżki i jednorożca.Jedna z wróżek grała przecudną pieśń. Usypiającą. Po chwili Bóg znikł, a ja podeszłam z Pikach'em do wróżki która stała obok śnieżno-białego jednorożca.
- Witaj. Jestem...
- Tak wiem. - przerwała mi szeptem. - Jesteś Tola. Przybyłaś tu w poszukiwaniu Kwiata Kobry
- Tak Nazywam się Tola, a wy jak? - Szybko dodałam - Tak. Poszukuje go z Pikachu. Może wiesz gdzie on jest?
- Ja nazywam się Sabrina, a moja siostra Selen. Jesteśmy opiekunkami magicznych istot takich jak jednorożce,smoki,gryfy i... - zamilkła wciąż głaszcząc jednorożca, a jej siostra nie przestawała grać
- i...? - spojrzałam na nią z lekkim zapytaniem
-... i Anathema - Selen przestała grać i spojrzała na mnie razem z Sabriną i jednorożcem
- Anathema? - zdziwiłam się. ~ Jest takie zwierze? - spojrzałam na Pika(Pikachu) ~ Co się dzieje?
- Anathema to znaczy Wyklęty. To wilk. Wilk który popełnił największy grzech i zaprzedał dusze diabłu. - powiedziała Sabrina i jeszcze powiedziala jak wygląda.
- Tylko on wie gdzie znajduje się Kwiat Kobry. - dokończyła za nią Selen i zamilkła
- Gdzie mogę go znaleść?! - powiedziałam z odwagą.
- Na pewno chcesz go spotkać? Od parunastu lat nie widział żadnego wilka, zwierzęcia. Nawet my już nie pamiętamy kiedy go widzieliśmy. - odpowiedziała Selen
- Chce go ujrzeć! Jedno zwierze umiera i potrzebuje tego kwiata. Nie pozwolę żeby jakiś wilczy demon mi przeszkodził w uratowaniu tego bezbronnego maleństwa! - warknęłam wkurzona.
- Spokojnie Kryształ.Spokojnie - powiedziała jedna z wróżek do jednorożca i podeszłą go uspokoić, a druga za nią.
- Co się stało że się zdenerwował? - zapytałam
- Anathema się obudził. Już wie że ta wilczyca go szuka.
- To dobrze że wie! - ujrzałam światło w jaskini za drzewami i pobiegłam tam. Usłyszałam tylko głos jednej z wróżek:
- Popełniasz błąd! Idziesz na stracenie dziecko! - Nie chciałam ich już słuchać. Wbiegłam do ciemnej jaskini z kąd rozbłysnęło przedtem jakieś światło. Ale teraz go nie było. Była tylko ciemność. Po chwili poraziło mnie światło! Jakby ktoś odsłonił swoim ciałem jakiś otwór przez które wlatywały promienie słoneczne i miałam racje. To był wilk który zaprzedał dusze diabłu.
Taki sam jak opisywały go wróżki. Tylko...tylko nie był aż taki straszny jak przypuszczałam.
- Kim jesteś?! - Wylądował na kamieniu i miał wciąż rozłożone skrzydła. Jakby dawał mi do zrozumienia że dużo przeszedł, że może zaatakować, że mam się go bać... strzec i nie zbliżać. Wpatrywałam się w jego okaleczone skrzydła. Wyglądały jakby było zrobione z jedwabnego płótna które przeżyło więcej od jego właściciela. Promienie słońca przedostawały się przez małe dziurki w jedwabnych skrzydłach. Wyglądał dumnie jak wilk po zwyciężonej, paro letniej wojnie. Triumf! - Kim że ty jesteś wilczyco?! Że masz odwagę stawać przed obliczem boga na ziemi! - powiedział dumnie.
- Należę do Watahy Błękitnego Wodospadu! Moje imię brzmi Tola i nie stoję przed obliczem boga na ziemi! - Stanęłam odważnie przed wyklętym wilkiem, pewna swojej odpowiedzi.
- Widzę że nie boisz się mnie. Nie boisz stawiać mi czoła! - podniósł się gwałtownie ze skały ale wciąż miał rozłożone skrzydła i patrzył na mnie z pogardą - Jesteś odważna i bystra. - mówił spokojnie - Masz powód żeby do mnie przychodzić. Tylko powiedz mi, jaki to powód... - patrzył mi prosto w oczy
- Towarzysz, nieznanego dla mnie wilka zachorował śmiertelnie i ochotnicze wilki z mojej watahy poszukują składników na eliksir który przyrządzi nasza szamanka i pomoże młodemu lwu.
- Ach tak, powiadasz.
- Wiem z pewnych źródeł o tym że wiesz gdzie jest składnik którego poszukuje. Chcę zabrać z twojej krainy ten składnik do mojej i podarować go naszej szamance na przechowanie, dopóki reszta wilków nie znajdzie reszty potrzebnych składników do stworzenia tego eliksiru. - powiedziałam całkiem poważnie
- Co!?! - podniósł się wkurzony - Chcesz go zabrać z mojej doliny do swojej! Nie pozwalam Ci na to!
- Nie potrzebuje twojego zezwolenia! - warknęłam. Wilk spojrzał na mnie i się uśmiechnął
- Właśnie tak. - powiedział. - Widzę że jednak nie pójdziesz bez tego składnika.
- Tak! Właśnie tak! Nie ruszę się z tąd dopóki go nie dostane w swoje ręce!
- Więc czego poszukujesz?
- Anathemie potrzebuje Kwiata Kobry. - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem
- Ach tak...Kwiata Kobry powiadasz... Proszę - odsunął się i zza jego skrzydeł ukazał się kwiat. - Wadero. Tylko to nie jest kwiat kobry. Kwiat kobry jest wewnątrz tego żelaznego kwiata. Ale...
- Jest jedno ale. Jak zawsze - przewróciłam oczami.
- Ale kwiat kobry jest jak pyłek. Jeden zły ruch i się rozsypie. Weź to. - podał mi mały flakonik
- Dziękuje.- spojrzałam na niego z uśmiechem w oczach ale on ciągle miał to coś w oczach. To było..nie do opisania. Przerażające
- Do tego flakonika zbierz ten pyłek. Nie ucieknie. A jak wasza szamanka będzie przygotowywać eliksir niech go otworzy, pyłek sam wyleci i stworzy kwiata. Szamanka będzie wiedzieć co robi. A teraz ruszaj. Jeżeli wybrniesz z tego żywa będziesz mogła mnie odwiedzać kiedy chcesz. Brakuje mi kogoś do rozmowy. A z tobą się chyba dogadam. - Mówił ale się nie uśmiechnął. Szkoda. Chciałabym zobaczyć na jego twarzy uśmiech. Po chwili coś mnie zaczęło szturchać.
~ O Boże! Pikachu! Zapomniałam o tobie całkowicie! - mówiłam do mojego towarzysza telepatycznie.
~ Fajnie wiedzieć... - parsknął lekko obrażony.
~ Pikachu. Wskakuj - Pika wskoczył na mój grzbiet i ruszyliśmy w stronę kwiata.
Chciałam już go sięgnąć gdy Pikachu krzyknął
- Pika! - ujrzałam tylko blask i upadłam. Szybko wstała i ujrzałam jak Pikachu walczy z wężem.
~ No tak! Przecież to kwiat kobry! Teraz wiem czemu Anathema powiedział "Jeżeli wybrniesz z tego żywa" Żywa!!! No tak! Ach! Mógł mnie uprzedzić! - myślałam bardzo wkurzona na Anathema
~ Tola! Szybko! Zabieraj kwiat i spadamy! Ja tej kobry dłużej nie utrzymam z daleka od Ciebie! - krzyczał telepatycznie Pikachu. Szybko otworzyłam buteleczkę którą dostałam od Anathema i zaczęłam czytać zaklęcie które było napisane na kamiennym stole na którym rósł kwiat.
- Open the flower iron. Cobra now is the time! Just today, I believe, but I stand here, I just wanted to give you freedom. Forever! For eternity! You live outside of the gates of hell! Composition I already have. Only you and I will still dance in a meadow under the stars. Open the flower iron. Cobra now is the time! Just take her to him. To the dark gates. - żelazny kwiat zaczął się otwierać i ukazał się mi Kwiat Kobry
Szybko otworzyłam fiolkę i kwiat zam wleciał do niej.
- Pika!! - usłyszałam za plecami i ujrzałam leżącego Pikach'a i Kobre wpatrującą się we mnie
- Pikachu! - krzyknęłam ale się nie ruszał. - Pika! Nie rób mi tego! Podnoś się! - krzyczałam już z łzami w oczach - Pika! Nie! - kobra zaczęła się zbliżać. - Odejdź! Sio! - spojrzałam na Anathema - Pomóż mi [[Cenzura]]!!
- Nie mogę. Sama musisz sobie pomóc - mówił z lekkim zadowoleniem
~ O nie! Tak łatwo mu nie odpuszczę! - warknęłam w myślach. Kobra skoczyła na mnie ale zrobiłam unik. Przeleciała ponad mną i stołem gdzie leżał żelazny kwiat. Szybko podbiegłam do stołu i zaczęłam czytać drugie zaklęcie. - Flower already have. Still wants to live. Iron flowers please! Take cobra where the world, hell gates, hell gates. Flower already have. Still wants to live. Flowers beg you! Get her out of there! Gates of hell, hell gates. - Kobra skoczyła i...i kwiat żelazny zaczął ją wciągać ~ Udało się nam! Pikachu! Udało! - krzyknęłam telepatycznie w myślach do Pikacha. Spojrzałam w jego stronę. - Nie... - podbiegłam do niego i uklękłam - Pikachu! Nie! - wzięłam go na grzbiet i wybiegłam z jaskini Anathema. Przebiegłam przez las w którym spotkałam wróżki, stanęłam na miejscu z którego Bóg śmierci mnie tu teleportował i zaczęłam go wołać. - Marvarr! Marvarr! Złaś tu! Potrzebuje Cię! Zabierz mnie do domu! Proszę! - zaczęły mi lecieć łzy ale czekałam. W końcu się pojawił
- Czemu płaczesz? - zapytał
- Marvarr! Zabierz mnie do domu! Już! Proszę... - łzy leciały mi po policzku. Zamknęłam oczy i znów poczułam malutkie mrowienie.
- Już jesteśmy - powiedział, a ja bez słowa popędziłam do Rutiny
- Rutino! Rutino!
- Masz fiolkę? - zapytała jakby nie widziała Pikacha na moim grzbiecie
- Masz! - rzuciłam jej fioleczkę. - Gdzie mam go położyć!?
- Tutaj - pokazała posłanie. Położyłam go, a ona kazała mi wyjść.
Gdy wyszłam usiadłam na dużym kamieniu przed jej jaskinią. Po chwili jakiś wilk mnie zaczepił.
< Rutino co z nim będzie? Przeżyje? Dokończy ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz to przeczytaj takie.. Reguły ;)
1. Podpisuj się imieniem wilka
2. Jeśli nie jesteś z WBW to podpisuj się pełną nazwą watahy
3. Nie obrażaj nikogo w komentarzach.
Miłego dnia :D
Administratorzy
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.