niedziela, lutego 10, 2013

Od Skayres " Nowe dni"

Od zawsze kiedy pamiętam miałam duszę marzycielki. A marzenie miałam tylko jedno - przeżyć przygodę która odmieni moje życie.
Kiedy miałam półtora roku o samym świcie wymknęłam się z jaskini moich rodziców. Przekradłam się przez granice watahy starannie omijając strażników. Potem przede mną otwierało się nieznane. Nareszcie byłam wolna!
Podczas wędrówki widziałam wiele dziwów. W ciemnym, niemalże niedostępnym lesie zobaczyłam magiczną kulę, w której co chwilę wyrastał inny, piękny kwiat. Nad oceanem, spotkałam człowieka, który nauczył się naśladować dźwięki najróżniejszych żywiołów i teraz wygrywał je na płatkach miliona niebieskich lilii. Byłam także w podziemnej krainie kotołaków - kotów o zmiennej postaci. Zyskałam sobie tam przydomek Srebrnołapa. Opuściłam jednak szybko ich kraj - podziemie to nie miejsce dla wilka kochającego naturę, takiego jak ja.
Czternastego dnia wędrówki zobaczyłam małą, przekrzywioną chatkę częściowo złączoną z pustym pniem wielkiego drzewa. Zaintrygowana, weszłam do środka. Siedział tam stary, moim zdaniem lekko szalony mag. Wiecznie odpowiadał na pytania. A kiedy zabrakło pytań, sam je wymyślał. Jego dom (o ile można tak nazwać tą zawalającą się chatkę) był pełen grubych, opasłych, zakurzonych ksiąg, malutkich fiolek z tajemniczą zawartością i słojów pełnych czegoś, co wyglądało jak żabi skrzek. Choć samą mnie to zdziwiło, zostałam uczennicą Tengi (bo tak miał na imię świrnięty mag). Tygodniami studiowałam pod jego czujnym okiem magię. Za każdym razem gdy się na mnie zawodził uderzał mnie w głowę ciężka, drewnianą chochlą do mieszania wywarów. Do dziś czuję jej uderzenia. Po wielu miesiącach Tenga pożegnał się ze mną. Nie rozumiałam o co chodzi. Gdy zażądałam wyjaśnień, szalony mag powiedział:
- Niech gwiazdy nad tobą czuwają i niech księżyc cię strzeże. A pokój niech zagości w twym sercu. - to rzekłszy rozpłynął się razem z chatką i nigdy więcej go nie widziałam.
Chcą lub nie chcą ruszyłam dalej. Nie zatrzymywałam się już nigdzie. W końcu doszłam do jakiegoś lasu. Idąc, jak to miałam w zwyczaju z głową w chmurach prawie wpadłam na jakiegoś wilka.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Nic się nie stało. Jestem Rayan.
- Miło mi. Nazywam się Skayres.
Właśnie chciałam zawrócić i odejść w dalszą drogę, gdy samiec mnie zatrzymał.
- Jesteś sama? Nie szukasz może watahy?
- Właściwie to czemu nie...
Choć jeszcze chwilę się wahałam, to w końcu przystałam na propozycję. W końcu moje serce odnalazło spokojne zacisze, które może nazwać domem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zanim napiszesz to przeczytaj takie.. Reguły ;)
1. Podpisuj się imieniem wilka
2. Jeśli nie jesteś z WBW to podpisuj się pełną nazwą watahy
3. Nie obrażaj nikogo w komentarzach.

Miłego dnia :D
Administratorzy

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.