Od zawsze kiedy pamiętam miałam duszę marzycielki. A marzenie miałam tylko jedno - przeżyć przygodę która odmieni moje życie.
Kiedy miałam półtora roku o samym świcie wymknęłam się z jaskini moich
rodziców. Przekradłam się przez granice watahy starannie omijając
strażników. Potem przede mną otwierało się nieznane. Nareszcie byłam
wolna!
Podczas wędrówki widziałam wiele dziwów. W ciemnym, niemalże
niedostępnym lesie zobaczyłam magiczną kulę, w której co chwilę wyrastał
inny, piękny kwiat. Nad oceanem, spotkałam człowieka, który nauczył się
naśladować dźwięki najróżniejszych żywiołów i teraz wygrywał je na
płatkach miliona niebieskich lilii. Byłam także w podziemnej krainie
kotołaków - kotów o zmiennej postaci. Zyskałam sobie tam przydomek
Srebrnołapa. Opuściłam jednak szybko ich kraj - podziemie to nie miejsce
dla wilka kochającego naturę, takiego jak ja.
Czternastego dnia wędrówki zobaczyłam małą, przekrzywioną chatkę
częściowo złączoną z pustym pniem wielkiego drzewa. Zaintrygowana,
weszłam do środka. Siedział tam stary, moim zdaniem lekko szalony mag.
Wiecznie odpowiadał na pytania. A kiedy zabrakło pytań, sam je wymyślał.
Jego dom (o ile można tak nazwać tą zawalającą się chatkę) był pełen
grubych, opasłych, zakurzonych ksiąg, malutkich fiolek z tajemniczą
zawartością i słojów pełnych czegoś, co wyglądało jak żabi skrzek. Choć
samą mnie to zdziwiło, zostałam uczennicą Tengi (bo tak miał na imię
świrnięty mag). Tygodniami studiowałam pod jego czujnym okiem magię. Za
każdym razem gdy się na mnie zawodził uderzał mnie w głowę ciężka,
drewnianą chochlą do mieszania wywarów. Do dziś czuję jej uderzenia. Po
wielu miesiącach Tenga pożegnał się ze mną. Nie rozumiałam o co chodzi.
Gdy zażądałam wyjaśnień, szalony mag powiedział:
- Niech gwiazdy nad tobą czuwają i niech księżyc cię strzeże. A pokój
niech zagości w twym sercu. - to rzekłszy rozpłynął się razem z chatką i
nigdy więcej go nie widziałam.
Chcą lub nie chcą ruszyłam dalej. Nie zatrzymywałam się już nigdzie. W
końcu doszłam do jakiegoś lasu. Idąc, jak to miałam w zwyczaju z głową w
chmurach prawie wpadłam na jakiegoś wilka.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Nic się nie stało. Jestem Rayan.
- Miło mi. Nazywam się Skayres.
Właśnie chciałam zawrócić i odejść w dalszą drogę, gdy samiec mnie zatrzymał.
- Jesteś sama? Nie szukasz może watahy?
- Właściwie to czemu nie...
Choć jeszcze chwilę się wahałam, to w końcu przystałam na propozycję. W
końcu moje serce odnalazło spokojne zacisze, które może nazwać domem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz to przeczytaj takie.. Reguły ;)
1. Podpisuj się imieniem wilka
2. Jeśli nie jesteś z WBW to podpisuj się pełną nazwą watahy
3. Nie obrażaj nikogo w komentarzach.
Miłego dnia :D
Administratorzy
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.