Ból... Świat eksplodował bólem... Krew pulsowała w żyłach, nie mogłam złapać tchu... Gorąco... i zimno... Nieskończenie długie męki podczas drogi do Rutiny... Gdy w końcu tam doszłam, prawie zemdlałam. Zdążyłam zapytać co mi jest, a ona odpowiedziała:
- Hmm, gorączka, dreszcze, nie możesz złapać tchu... Ból we wszystkich mięśniach i stawach... Mi to wygląda na jakąś egzotyczną odmianę grypy...
- To źle?
- Bardzo. Musisz się tu położyć i poczekać aż przygotuję antidotum...
- Jakie antido... - nim dokończyłam zdanie... świat się kręcił... Taki już mój los. Dobrze że Rayan jest w norze ze szczeniakami, nie są same... Głębokie ciemności... Rayan będzie tańczyć... nie, walczyć... z Talonem... Thera zjada szczeniaki... nie, opiekuje się szczeniakami.... Plątanina zawiłych i błędnych myśli i głęboka ciemność... Nieprzenikniona... bezkresna... sen... z którego się rano obudzę... znowu gorąco... i nie czułam już nic, tylko to że leżę... i jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz to przeczytaj takie.. Reguły ;)
1. Podpisuj się imieniem wilka
2. Jeśli nie jesteś z WBW to podpisuj się pełną nazwą watahy
3. Nie obrażaj nikogo w komentarzach.
Miłego dnia :D
Administratorzy
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.