Zacznę od tego jak postanowiłam odejść ze starej watahy. Było to prawie
tydzień temu. Był piękny, wiosenny dzień. Słoneczko grzało, kwiaty
pięknie pachniały, wiał lekki wiaterek. Jak zawsze miałam humor do
żartów, podśpiewywałam sobie czasami. Rozmyślałam o moim ukochanym
partnerze - Vanirze. Był on synem przywódcy polowań. Byłam z nim od
ponad roku. Świetnie się dogadywaliśmy, robił mi wspaniałe
niespodzianki. Planowaliśmy nawet założyć rodzinę. Postanowiłam, że tym
razem to ja zrobię mu niespodziankę. Miałam wielką ochotę spróbować
postarać się o szczenięta. Uczesałam się, natarłam kwiatami dla ładnego
zapachu i ruszyłam na polowanie. Nuciłam sobie pioseneczkę o miłości,
wymyśloną na poczekaniu. Nim się obejrzałam byłam już w lesie. Weszłam w
krzaki, przykucnęłam i czekałam na zdobycz. Cały czas nie mogłam się
skupić. A to oglądałam swoje łapki, to bawiłam się medalionem, machałam
ogonem, łamałam gałązki. Bałam się, że mi się coś nie uda, że nie
sprawie przyjemności Vanirowi. Znudziłam się i postanowiłam zmienić
miejsce. Poszłam kilka kilometrów głębiej w las i znów skryłam się za
krzakami. Tym razem cierpliwie siedziałam i czekałam. Dręczyły mnie
tylko myśli, że wszystko na marne. Oczy zaczęły mi się powoli zamykać,
myślałam, że usnę, albo lepiej - umrę z nudów. Jednak wreszcie moja
cierpliwość została nagrodzona. W oddali zauważyłam grupkę jeleni, która
biegła w moją stronę. Przyszykowałam się do ataku. Jelenie przebiegły
koło krzaków, w których byłam schowana. Zaczęłam je śledzić. Przemykałam
od drzewa do drzewa, od krzewu do krzewu. Wyczułam odpowiedni moment,
kiedy jelenie były odwrócone ode mnie. Zrobiłam kilka dużych susów i z
pazurami skoczyłam na sarnę. Reszta grupki uciekła, a ja wgryzłam się w
kark. Ta bezwładnie upadła na ziemię. Zadowolona z siebie złapałam ją za
przednie kończyny i podrzuciłam tak, żeby upadła na mój grzbiet. Potem
jak najszybciej pobiegłam do jaskini mojego ukochanego. Bez pukania
weszłam do środka i z uśmiechem powiedziałam:
- Kotku, to dla...- i mnie zamurowało.
Vanir obściskiwał się z samicą alfa, starszą o ponad 10 lat! Poczułam
ból w sercu. Duży ból. Kilka chwil i mogłam zajść w ciążę z tym...Aż
szkoda gadać.
- Veile, kochanie...- podszedł do mnie.
- Nie mów tak! - przerwałam mu. - Jak mogłeś?! Ja Cię kochałam! - zrzuciłam sarnę z grzbietu. - Udław się tym!
Po tych słowach wybiegłam ze łzami.
--- Ominę nudną podróż jak trafiłam na to miejsce ---
Szłam wyraźnie znudzona. Choć pogoda była piękna i promienie słoneczne
tańczyły w zakamarkach lasy, to mi wcale nie było do śmiechu. Wciąż
byłam zła, ale chyba tylko sama na siebie, że uwierzyłam temu frajerowi.
Szkoda gadać... Wtedy wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - rzuciłam pośpiesznie nawet nie oglądając się na kogo
wpadłam. Odrzuciłam włosy z twarzy i obojętna chciałam iść dalej ale
zatrzymał mnie głos:
- Jesteś na terenie Watahy Błękitnego Wodospadu. - warknął, jak się okazało basior na którego wpadłam.
- I co z tego? Zaraz mnie tu nie będzie więc się ie bulwersuj -
odpowiedziałam lekceważąco i już miałam odejść kiedy basior znowu mnie
zatrzymał.
<Rayan, dokończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim napiszesz to przeczytaj takie.. Reguły ;)
1. Podpisuj się imieniem wilka
2. Jeśli nie jesteś z WBW to podpisuj się pełną nazwą watahy
3. Nie obrażaj nikogo w komentarzach.
Miłego dnia :D
Administratorzy
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.