sobota, marca 09, 2013

Od Veile - "Jak tu dotarłam?"

Zacznę od tego jak postanowiłam odejść ze starej watahy. Było to prawie tydzień temu. Był piękny, wiosenny dzień. Słoneczko grzało, kwiaty pięknie pachniały, wiał lekki wiaterek. Jak zawsze miałam humor do żartów, podśpiewywałam sobie czasami. Rozmyślałam o moim ukochanym partnerze - Vanirze. Był on synem przywódcy polowań. Byłam z nim od ponad roku. Świetnie się dogadywaliśmy, robił mi wspaniałe niespodzianki. Planowaliśmy nawet założyć rodzinę. Postanowiłam, że tym razem to ja zrobię mu niespodziankę. Miałam wielką ochotę spróbować postarać się o szczenięta. Uczesałam się, natarłam kwiatami dla ładnego zapachu i ruszyłam na polowanie. Nuciłam sobie pioseneczkę o miłości, wymyśloną na poczekaniu. Nim się obejrzałam byłam już w lesie. Weszłam w krzaki, przykucnęłam i czekałam na zdobycz. Cały czas nie mogłam się skupić. A to oglądałam swoje łapki, to bawiłam się medalionem, machałam ogonem, łamałam gałązki. Bałam się, że mi się coś nie uda, że nie sprawie przyjemności Vanirowi. Znudziłam się i postanowiłam zmienić miejsce. Poszłam kilka kilometrów głębiej w las i znów skryłam się za krzakami. Tym razem cierpliwie siedziałam i czekałam. Dręczyły mnie tylko myśli, że wszystko na marne. Oczy zaczęły mi się powoli zamykać, myślałam, że usnę, albo lepiej - umrę z nudów. Jednak wreszcie moja cierpliwość została nagrodzona. W oddali zauważyłam grupkę jeleni, która biegła w moją stronę. Przyszykowałam się do ataku. Jelenie przebiegły koło krzaków, w których byłam schowana. Zaczęłam je śledzić. Przemykałam od drzewa do drzewa, od krzewu do krzewu. Wyczułam odpowiedni moment, kiedy jelenie były odwrócone ode mnie. Zrobiłam kilka dużych susów i z pazurami skoczyłam na sarnę. Reszta grupki uciekła, a ja wgryzłam się w kark. Ta bezwładnie upadła na ziemię. Zadowolona z siebie złapałam ją za przednie kończyny i podrzuciłam tak, żeby upadła na mój grzbiet. Potem jak najszybciej pobiegłam do jaskini mojego ukochanego. Bez pukania weszłam do środka i z uśmiechem powiedziałam:
- Kotku, to dla...- i mnie zamurowało.
Vanir obściskiwał się z samicą alfa, starszą o ponad 10 lat! Poczułam ból w sercu. Duży ból. Kilka chwil i mogłam zajść w ciążę z tym...Aż szkoda gadać.
- Veile, kochanie...- podszedł do mnie.
- Nie mów tak! - przerwałam mu. - Jak mogłeś?! Ja Cię kochałam! - zrzuciłam sarnę z grzbietu. - Udław się tym!
Po tych słowach wybiegłam ze łzami.

--- Ominę nudną podróż jak trafiłam na to miejsce ---

Szłam wyraźnie znudzona. Choć pogoda była piękna i promienie słoneczne tańczyły w zakamarkach lasy, to mi wcale nie było do śmiechu. Wciąż byłam zła, ale chyba tylko sama na siebie, że uwierzyłam temu frajerowi. Szkoda gadać... Wtedy wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - rzuciłam pośpiesznie nawet nie oglądając się na kogo wpadłam. Odrzuciłam włosy z twarzy i obojętna chciałam iść dalej ale zatrzymał mnie głos:
- Jesteś na terenie Watahy Błękitnego Wodospadu. - warknął, jak się okazało basior na którego wpadłam.
- I co z tego? Zaraz mnie tu nie będzie więc się ie bulwersuj - odpowiedziałam lekceważąco i już miałam odejść kiedy basior znowu mnie zatrzymał.

<Rayan, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zanim napiszesz to przeczytaj takie.. Reguły ;)
1. Podpisuj się imieniem wilka
2. Jeśli nie jesteś z WBW to podpisuj się pełną nazwą watahy
3. Nie obrażaj nikogo w komentarzach.

Miłego dnia :D
Administratorzy

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.