czwartek, marca 21, 2013

Od Ellie "Porwani"

Jak już pisałam, ślizgaliśmy się z Picallo na lodzie. Nagle przyszedł jakiś basior i powiedział:
- Jestem nowym wilkiem w watasze, jestem Randi. Twoi rodzice - wskazał na mnie - wołają Was, musicie natychmiast tam iść.
- Dobrze, już, już. - powiedziałam - chodź Picallo
Szłam przodem, gdy poczułam uderzenie w tył głowy.
- Co robisz? To jest córka alph! Ellie, Ellie!!! - krzyczał Picallo. To było ostatnie co usłyszałam.
*później*
Obudziłam się w starej zatęchłej norze. Obok mnie był Picallo i kilka innych młodych wilków z watahy. W tym Mira i Mack. Mieliśmy pozwiązywane łapy. Rozejrzałam się. na tyle na ile byłam w stanie stwierdzić nie było Valixy. "Co ona robi?" - myślałam. Myślałam, ale robiłam już coś innego. Spirits był nieprzytomny, podobnie jak Amber, Karis i kilka innych. Przejęłam dowodzenie.
- Dobra, kto jest obecny? - usłyszałam pojękiwanie kilku wilków - musimy ustalić gdzie jesteśmy. Pod ziemią.
- Jestem przywiązana do czegoś drewnianego... Jakiegoś słupa? - odezwała się Mira
- Słyszę kapanie wody - powiedział Picallo
- Parkiet jest wykonany z jakiejś skały. - stwierdził Mack
- No, Ameryki to Ty nie odkryłeś - powiedział prowokująco Picallo
- Picallo, musimy współpracować. Chociaż teraz, potem możecie się kłócić.
 - Dobra - powiedzieli we dwójkę.
- Czuję że jestem przywiązana... W sumie też do jakiegoś słupa. Przywiązana... Sznurem z łyka. Ach, wy nie domyślacie się?
- Czego - zapytała Charli, która właśnie się obudziła.
- Nasz głos niesie echo, jesteśmy na podłodze ze skały, przywiązani sznurem łykowym do drewnianych belek, słychać kapiącą wodę...
- Jesteśmy w drewnianej piwnicy z przeciekającym kranem? - zapytał głupio Kieł
- Nie, to jest jakaś opuszczona kopalnia... Uważajcie żeby nie zawalić żadnej z tych belek. na razie.. Damy sobie radę. - usłyszałam kroki - kto tam? - zapytałam
- Nikt - odpowiedziała jakaś starsza wadera.
- nikt i nikt - powiedział jakiś starszy basior. Nagle mnie olśniło. "To Alphy, to alphy jakiejś watahy, ten dowodzący głos." myślałam
- A więc... Widzicie, jesteście zakładnikami. To jest stara, opuszczona kopalnia. Prowadzi do niej długi szyb. Nie wyjdziecie z tąd, chyba że macie zdrowe skrzydła. - mówił basior
- Ja mam - odezwał się Kieł
- No to poleć, wzbij się w górę - mówiła z wrednym uśmiechem wadera.
Kieł próbował, ale.. nie mógł
- Ja nie mogę! Co mi zrobiłaś?
- Taki eliksir. Nie martw się, działa tylko 7 dni. Do tego czasu alphy powinny oddać terytorium. Wtedy możecie sobie robić co chcecie. - powiedziała i obydwoje wyszli. Zostawili jednak lampę kempingową. Wyciągnęłam tylną łapę, i... dosięgnęłam! Ale to bolało. Byłam związana tym sznurem w talii, ale tak mocno, że wolne łapy nie dawały mi zbytniej przewagi, z zawiązane było z tyłu tak, że nie sięgałam do tego. Przyciągnęłam ją do siebie, zapaliłam i powiedziałam:
- Wiem co dalej robić. Nie widzicie jak ta ściana się świeci.. To kwarc! Zdatny do obróbki - zapiszczałam z radości - kiedyś jaskiniowcy wytwarzali z niego narzędzia.
Wszyscy zrozumieli o co chodzi. Szukaliśmy małych skałek i przecinaliśmy skałek. Aż mogliśmy chodzić. Później nieprzytomnych także uwolniliśmy. Spirits się obudził.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał. Opowiedziałam mu wszystko. Ze zrozumieniem pokiwał głową i powiedział 
- To ja zobaczę dokąd prowadzi tunel, chodźcie chłopaki. - Po paru minutach wrócił i powiedział że rzeczywiście jest tam szyb, winda jest zdemontowana, a nie możemy latać. Usiadłam z daleka od nich pod ścianą i zaczęłam płakać. Jestem uwięziona, brudna od ziemii tak samo jak reszta wilków i nie mam szansy na ucieczkę.
- Nie płacz - powiedział Picallo który przyszedł razem z moim bratem. Reszta zrozumiała i siedziała dalej. Rozmawiali szeptem.
- Właśnie, siostra, będzie dobrze - powiedział Spirit wysilając się na radosny ton głosu.
- Spirit... nie będzie dobrze.
- Wiem... to ja idę pocieszyć Zen - powiedział chamsko.
- A idź.. - powiedziałam zrezygnowana.
- No to masz jakiś plan? - zapytał Picallo
- Nie... Nie wiem kompletnie co robić. - i pobiegłam do strumyka napić się trochę wody. 
- Picallo...
- Tak?
- Jak to wszystko się skończy to jednak pójdę do stylistki, mam tak zniszczoną sierść - powiedziałam patrząc krytycznie na kłębki poplątanej sierści.
- Jak chcesz, ale ja za wizytę nie płacę - powiedział się i ukazał swoje kły w uśmiechu
- Takim uśmiechem możesz straszyć szczeniaki - powiedziałam - dzięki.
- Za co?
- Za to że mnie rozweseliłeś.
- Nie ma sprawy. Zresztą chyba mieliśmy się spotkać...
- Spotkaliśmy się, ale jesteśmy gdzie jesteśmy. I nie wiem jak i kiedy stąd wyjdziemy.... 

ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zanim napiszesz to przeczytaj takie.. Reguły ;)
1. Podpisuj się imieniem wilka
2. Jeśli nie jesteś z WBW to podpisuj się pełną nazwą watahy
3. Nie obrażaj nikogo w komentarzach.

Miłego dnia :D
Administratorzy

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.